Zabijcie
mnie, proszę. Nie powinnam publikować pierwszego rozdziału tak prędko, ale dziś
jest dzień wyjątkowy, przynajmniej dla mnie. Zdecydowałam więc, że podzielę się
z Wami czymś, co zaraz przeczytacie.
Rozdział
może i jest krótki, ale nawet mi się podoba. Pewne momenty mogą wydać się Wam
niezrozumiałe (przynajmniej tak przypuszczam), więc jeśli chcecie, pytajcie, bo
kto pyta, nie błądzi. :D
A już
niedługo koniec roku! Jak tam przygotowania do wystawienia ocen? Ja, powiem
szczerze, mam już dość. Choć świadomość wakacji napawa mnie niesamowitą
energią, chciałabym, aby to wszystko się już skończyło. Nauczyciele są bez
serca. :P
Kawiarnia położona była na samym końcu
niewielkiego miasteczka w części południowo - wschodniej, które od
niepamiętnych czasów zajmowała taka sama liczba mieszkańców. Otoczona zewsząd
pięknymi drzewami z koronami sięgającymi nieba i kwitnącymi kwiatami czerwonej
wiśni, sprawiała wrażenie przytulnego i niemal bajkowego miejsca; wielu ludzi z
czystej ciekawości zaglądało w te strefy i z zachwytem wymalowanym na
pobladłych twarzach, mętnym wzrokiem lustrowało widok.
Tego dnia pogoda zachwycała pod każdym
względem; od rana świeciło jasne słońce, swymi gorącymi promieniami otulając
zaspaną jeszcze okolicę. Po nocnej burzy nie zostało ani śladu, a i nawet
przechodząca ukradkiem wichura zdecydowała się opuścić dzielnicę Gangnam – gu.
Brukowane ulice, po których raz po raz rozchodziło się echo stukotu damskich
obcasów i końskich kopyt zdążyły już wyschnąć i teraz mieniły się oblewane
nagłą falą gorąca. Wokół panował niesamowity skwar i zaduch.
Przetarłam drżącą dłonią spocone od
nadmiernego wysiłku czoło i westchnęłam głeboko, opadając ciężko na plastikowe
krzesło w prywatnej kanciapie. Byłam wykończona do granic możliwości, a swoją
zmianę zaczęłam dopiero czterdzieści minut temu. Jasna koszulka z logiem
kwiarni, którą musiałam nosić każdego dnia w pracy poczęła przyklejać mi się do
ciała, które z kolei swędziało i niemiłosiernie piekło.
Chwyciłam butelkę z gazowaną wodą
mineralną. Nakrętka pod niewielkim uciskiem ustąpiła i już po chwili przyssałam
się do okrągłej szyjki, na jednym wdechu opróżniając całą jej zawartość.
Gniotąc plastikowy przedmiot,
rozejrzałam się po pomieszczeniu, spod przymrużonych oczu obserwując każdy
szczegół firmowego kąta.
Kanciapa była zimna, a przynajmniej
takie odniosłam wrażenie, kiedy zmęczonym wzrokiem natrafiłam na szare ściany.
Była również przytłaczająca i nie wiedząc dlaczego, odpychała mnie. Naprzeciw
siedziska, które w obecnej chwili zajmowałam, znajdowała się półka z czystą
bielizną stołową i porcelanową zastawą. Oprócz kilku niezbędnych do przeżycia
zwyczajnego dnia w pracy rzeczy nie było tu nic, co mogłoby w jakiś sposób
przyczynić się do umilenia przerw. Nie dostrzegłam zazwyczaj stojącego na
drewnianym biurku przedpotopowego radia, ani nawet czarno – białego telewizora,
do którego pałałam sentymentem z wcześniejszych lat. Nie chciałam przebywać w
tym miejscu dłużej, niż to możliwe.
Jednak co taka biedna i zagubiona
duszyczka jak ja mogła zrobić? Pieniądze na opłatę czynszu za wynajem
mieszkania nie zarobią się same, a o pożyczkach nie chciałam nawet myśleć.
Studia również wymagały uiszczania czesnego, nie wspominając już o tak
podstawowych rzeczach, jak wyżywienie czy zakup nowych ubrań.
Dlatego też po śmierci ojca, gdy
całkiem straciłam już głowę i poczucie własnej wartości, ta oto kawiarnia stała
się mym drugim domem. Swego rodzaju odskocznią od przytłaczającej
rzeczywistości, z którą przyszło mierzyć się mi każdego dnia.
Zniechęcona podniosłam się do pionu.
Nie spałam dobrze tej nocy – wszystko za sprawą tej cholernej burzy –, dlatego
też z mojego gardła wydobyło się głośne ziewnięcie w połączeniu z nieudolną
próbą rozciągnięcia mięśni.
Powłócząc nogami, skierowałam się do
obitych kremowym materiałem drzwi i wzdrygnęłam się nieznacznie, kiedy te
wydały z siebie charakterystyczne skrzypnięcie podczas ich uchylania.
Walcząc z przechodzącymi po plecach
dreszczami, podeszłam do lady. Spod ciemnej i przydługiej grzywki dostrzegłam
siedzącego przed nią mężczyznę. Wyglądał na zniecierpliwionego, ale nie mogłam
wiedzieć, czym owe zniecierpliwienie było spowodowane. Choć mężczyzna zdawał mi
się całkiem znajomy, postanowiłam zachować milczenie.
Spojrzałam wymownie na klienta, który
zdawał się nie zauważać mojego przybycia. Odchrząknęłam nieznacznie, a kiedy
człek w końcu wykazał swe zainteresowanie i podniósł wzrok, wygięłam usta w
nieśmiałym uśmiechu.
Nie lubiłam tej kawiarni, mimo tak
wysokich zarobków. Nie podobało mi się tutaj i gdybym tylko mogła, zmieniłabym
w tym miejscu wszystko. Począwszy od zbyt jasnych kolorów ścian, poprzez
niewygodne krzesła i zbyt małe stoliki, a skończywszy na rażących w oczy
dekoracjach. Rozumiałam, że twórca lokalu starał się nadać mu efekt żywcem
wyciągniętym z wyimaginowanej bajki, jednak za bardzo skupił się na
wyidealizowaniu wyglądu zewnętrznego.
- Coś podać? – zagaiłam radośnie,
chociaż w głębi duszy chciało mi się krzyczeć. Nienawidziłam być ignorowaną i
traktowaną jak powietrze; widać odziedziczyłam geny po ojcu. W przeciwieństwie
do rodzeństwa, przez tatę byłam traktowana z należytym szacunkiem, w efekcie
często spotykając się z nieprzychylnymi opiniami na swój temat. Nie wzbudzało
to jednak we mnie żadnego oburzenia – kochałam wywoływać sensacje. I być może,
w głównej mierze to właśnie to przyczyniło się do polepszenia moich kontaktów z
braćmi tuż po śmierci Jeongseo.
- Wodę poproszę.
Głos mężczyzny zdawał mi się zupełnie
znajomy, ale na żaden z możliwych sposobów nie mogłam sobie go przypomnieć. Nalałam
więc do szklanki niewielką ilość przezroczystej cieczy i postawiłam ją przed
klientem, łokciami opierając się o zimny blat.
- Czekasz na kogoś? – zapytałam,
pomalowane na różowo usta wyginając w dzióbek.
- Można tak powiedzieć – rzucił
obojętnie. Wywróciłam teatralnie oczami, jakby chcąc w ten sposób ukazać swą
dezaprobatę. Następnie westchnęłam głośno, zdmuchując przy tym samotny kosmyk
ciemnych włosów, który bezpretensjonalnie opadał mi na nos.
Wiedziałam, że nie powinnam wdawać się
w konwersacje z nieznajomymi. W pierwszym dniu pracy w tej kawiarni, szef
wyraźnie dał mi do zrozumienia, że każdy taki wybryk będzie miał surowe
konsekwencje. W Seulu nikt szczególnie nie przywiązywał wagi do ludzi, dlatego
też miasto to słynęło z codziennych rozrób i morderstw.
Jednak patrząc na znudzonego już
mężczyznę, ubranego w czarną bluzę z kapturem niedbale zarzuconym na głowę, nie
mogłam oprzeć się pokusie. Był dla mnie w pewien sposób pociągający, choć na
odległość bił tajemniczością, a z jego ciała roztaczała się aura mroku. Taka niespotykana
okazja mogła nie zdarzyć się już nigdy, musiałam więc zacząć działać.
Poprawiłam czarno – czerwony uniform i
wyprostowałam się najbardziej jak to możliwe, ukazując chłopakowi (zakładałam,
że więcej niż dwadzieścia pięć lat mieć nie mógł) dumnie pierś. I nagle, jakby
nigdy nic roześmiał się, a echo jego grubego głosu rozniosło się po lokalu,
sprowadzając na nas spojrzenia wszystkich tu zebranych. W ułamku sekundy moja
twarz przybrała kolor soczystej purpury, dlatego też schowałam się za ladą, w
głowie układając plan akcji samobójczej.
- Kim – Joo – Joo – głowa towarzysza,
którego w tejże chwili miałam już serdecznie dosyć zawisła tuż nade mną.
Ściągnęłam brwi. Skąd on, u licha, znał moje imię?! – Jakaś ty głupiutka.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
Głęboko lazurowe tęczówki zakapturzonego mężczyzny świdrowały mnie na wylot,
tworząc w moim mózgu ogromnej wielkości dziury. Z tej odległości zdołałam
ujrzeć delikatne, acz mocno zarysowane kontury jego twarzy. Miał kozią brodę i
spiczasty nos, i idealnie pasował do jednego z przyjaciół JongHyuna.
Zaraz, zaraz. A co, jeśli…
- Akihiro? – zapytałam, a moje oczy
niemal natychmiast przybrały wielkość pięciozłotówki.
Zgadnij kto! :D
OdpowiedzUsuńA powiedz mi, czemu dzionek tak wyjątkowy? No weź: dla mnie to jest niezrozumiałe, bo ani się nie pochwaliłaś,a ni nic... no weź nie trzymaj mnie w niepewności no! NAS nie trzymaj, bo nie jedna ja się pewnie tu zbiorę. No dobra, przeczytajmy ten twój "krótki" rozdzialik. Jestem ciekawa, jaki jest ten dłuższy...
Ale najpierw część mniej przyjemna, mianowicie moje uwagi.
"(...)miasteczka w części południowo - wschodniej" - południowo-wschodniej. To jest jako tako jeden wyraz, można by rzec, tak więc ten myślnik jest tu bez spacji. Podobnie w przypadku nazwy miejscowości Gangnam - gu. Powinno być Gangnam-gu, w końcu to nazwa własna. To znaczy tak mi się wydaje :D Taak, aż sprawdziłam. Dobrze prawię.
"Tego dnia pogoda zachwycała pod każdym względem; od rana świeciło jasne słońce(...)" - a tu nie lepiej walnąć dwukropka zamiast średnika? To z kolei moja opinia, bo na upartego ten średnik też tu pasuje.
"czarno – białego" - czarno-białego.
"czarno – czerwony" - czarno-czerwony.
"Kim – Joo – Joo" - Kim-Joo-Joo
Wait... jesteśmy w Seulu, a oczy przybrały wielkość pięciozłotówki? :D Trochę dziwnie brzmi ta polska naleciałość :D
Jestem okrutna? Bardzo? Pseplasam, ja to z troski ;c xD No dobrze, ale przejdźmy do przyjemniejszej części. Ciekawe, że znajdujemy się w Korei Południowej :D Interesujące, doprawdy. No ale ok. czyli... hm, jej ojciec nie żyje, tak? A bracia tak. Nie wiem, kim jest Jeongseo, ale ogólnie niewiele wiadomo o przeszłości naszej bohaterki, co zapewne będziesz stopniowo nam rozjaśniać. I to mi się podoba, że nie mamy wszystkiego podanego jak na tacy. A tak poza tym tekst zrozumiały, więc nie masz się co przejmować. No i ciekawa jestem, skąd ona zna Akihiro. A fakt, że już go skądś kojarzyła też jest bardzo interesujący - świadczy to o tym, że to mogła być znacząca postać, acz jednak go nie pamiętała, więc... to musiało być baardzo dawno temu. Może znała go w dzieciństwie, razem bawiła się z nim w piaskownicy? No w końcu to już stare byki (xD), więc z pamięci mogło wylecieć to i owo, ale na pewno nie całość. Taak, ta teoria jest jak dla mnie całkiem sensowna, zwłaszcza że powiedział, że jest głupiutka xD rzeczywiście, to musiało wyglądać (i brzmieć) śmiesznie :D
No nic, czekam na nexta, gdzie, mam nadzieję, zdradzisz więcej szczegółów, i pozdrawiam! :D
Co do tych myślników, to jestem przyzwyczajona, że zawsze piszę je po spacji. :D :D
UsuńJeongseo to ten nieżyjący już ojciec, a Akihiro to... Zresztą, wszystko się wyjaśni w drugim rozdziale. :P
A co do oczu, to się nie czepiaj i tyle! :D
Aaa, to on był ojcem! No bo nazwała go po imieniu, to myślałam, że mąż chłopak czy też inna cholera, a tu taaaaakie buty... Będę się czepiać, bo jestem czepialska no ;c xD No i ja mam nadzieję, że się więcej wyjaśni :D
UsuńWidzę, że ktoś już wyręczył mnie w wytknięciu tych kilku drobnych błędów, więc mogę przejść od razu do pochwał. Na rozdział trzeba było czekać tak długo (choć to może tylko mi się tak wydawało), że jak przez mgłę pamiętałam, co zawierał prolog. W związku z tym musiałam odświeżyć sobie pamięć czytając go ponownie. Zauważyłam też Twoją odpowiedź na mój komentarz, i bardzo się ucieszyłam. Nie będziesz zanudzać opisami, przynajmniej nie mnie. Tak genialnymi opisami nie można człowieka zanudzić!
OdpowiedzUsuńRozdział tajemniczy, ale to bardzo dobrze. Już nie mogę doczekać się, co będzie dalej, więc bierz się do pisania! ;) Z rosnącą niecierpliwością czekam również na wątek fantasy!
Co do końca roku szkolnego - maturzystka rozkoszująca się wakacjami od końca kwietnie, pozdrawia :D